Wiesz kiedy decydujemy sie na wyjazd za granicę, to obojętnie jakie są nasze motywy – wspólny mianownik takiej decyzji – to zmiana na lepsze! Tam w nowej rzeczywistości czeka na nas miłość, kariera, atrakcyjne zarobki, łatwiejsze zycie. I tak naprawdę perspektywy takiego wyjazdu są zawsze zachęcające. Czesto chcemy więcej, lepiej i jeśli już nie dla nas, to może dla naszych dzieci. Okres podjęcia decyzji do jej zrealizowania to miodowy miesiąc. Mamy różowe okulary i przyszłość też będzie tylko różowa, bo TO czego nam brakuje, dostaniemy .
Decyzje o wyjezdzie są raczej przemyślane, naturalnie jesteśmy w lekkim rauszu, bo miejsce nowego zamieszkania znamy. Byliśmy tu już. Odwiedzalismy już pracującego tu małżonka, albo jako studenci zahaczyliśmy o ten mulitikulturalny kraj dobrobytu, albo stwierdziliśmy, że za pracę naszych rąk tu płacą o wiele lepiej.
Decydując sie na świadomą emigrację jestesmy dorośli. Mamy bagaż doświadczeń, porażek i sukcesów. Możliwości w nowym miejscu zamieszkania są ogromne, pensja 4 razy wyższa, za prace rąk można juz po paru miesiącach kupić samochód, perspektywy posiadania domu z ogródkiem są realne. W nowym kraju zachwyca nas prawie wszystko ogródki i przedogrodki tak inne od często nam znanych blokowisk, małych biednych wiosek i brudnych dzielnic dużych aglomeracji miejskich.
Pierwsze miesiące mijają jak w rauszu. Już wtedy mamy za sobą poszukiwanie mieszkania. Wszystko wydarza sie prosto i wszystko jest takie możliwe. Więc przeszukujesz strony internetowe zastanawiając sie nad wyborem firanek, mebli pasujących do całości poduch. Miłość do partnera i do nowego miejsca kwitnie. Zachwycają cię pozdrawiający cię na ulicy nieznajomi i uśmiechnięta pani w piekarni. Wszystko jest nowe i łatwe.
Dni na emigracji są bez końca. Mąż zwykle w pracy, ale o tym przecież wiedziałaś. A może to właśnie ty pracujesz i na ciebie ktoś zawsze czeka. Może nawet pracujecie oboje, bo wtedy o wiele latwiej o domek z ogródkiem. Dzień mija za dniem i robi sie jak codzień. I najbardziej boli samotność i tęsknota i niezrozumienie i nierozumienie. Ale tego „codzień” w przypadku żon emigrantów można tak naprawdę pozazdrościć . W końcu mogą zadbać o rozwoj osobisty , w końcu mogą mieć czas na kuchnie, dom, ogródek, partnera na własne zainteresowania. Bo tu w tym kraju wszystko jest tak naprawdę możliwe jazda konna, własne ule i siedlisko. Można zapraszać przyjaciółki, pisać bloga i bawić sie w panią domu. I niby pełne szczęście, a jednak czegoś nam wiecznie brakuje. Miałyśmy marzenia o grzecznych dzieciach , karierze, czułym, pełnym sukcesu mężu . A tu dzień jak codzień dzieci krzyczą, formularze do wypełnienia sie piętrzą, o pracy w zawodzie moge zapomnieć , bo mamy zieloną, wymarzoną chatkę na obrzeżach miasta. I dojazd do przedszkoli i szkół to już pół mojego życia, leżąc 45 minut na macie Yogi szukam drogi do siebie i nie umiem się odnaleźć. Czasami kiedy słońce swieci mam znów zapał, przenoszę góry, organizuję dom, dzieci i mam pomysł na mój własny start up, bo znalazłam czas na webinar u jakiejś ekspatki , której rady są wyjściem z tej sytuacji – bez tożsamości, bez tożsamości własnej.
Kryzys tożsamości na emigracji przechodzi każda z nas. Jesteśmy sfrustrowane, bo kiedyś pokończyłyśmy uczelnie z wyróżnieniem, wcześniej byłyśmy sobą, KIMŚ , miałyśmy przyjaciół, pracę, wsparcie rodziny na wyciągnięcie ręki – tu żyjemy wciąż zwłaszcza w pierwszych latach emigracji jak za szybą. Rzeczywistość dociera do nas zagłuszona przez nieporozumienia językowe, przez nie rozumienie praw i kolejności rzeczy w obcym kraju. Na dodatek jesteśmy tak ambitne, że nim wydukamy cos w nowym języku, kalecząc go, nie mówimy nic. Niemcy to kraj mulitikulturalny, tak wyglada przynajmniej każda niemiecka ulica. Różnorodność kulturowa i językowa. Wiec skąd to wciąż w nas pokutujące odczucie obcości. Emigracja i to każda emigracja wiąże się z ogromnym stresem. Nic, nie ma wcześniej ustalonego, nam znanego porządku, a różowe okulary pierwszych miesięcy …. sama wiesz jak to jest z różowymi okularami … wszystko kiedyś traci blask i kolor. Wyczekujemy na męża, który też poza tym, ze chodzi do pracy, również obarczony jest asymilowaniem się do nowej sytuacji. Mąż ma nadgodziny, bo uregulowany czas pracy to jednak nie standard, w kraju szybkiej drogi do samochodów i domków z ogródkiem. Wyczekujemy i dziczejemy. Godzinami wisisz na słuchawce i wypłakujesz się rodzinie i przyjaciołom. Każdy wolny czas, urlop spędzasz w rodzinnych stronach, bo tylko tam tak naprawdę potrafisz oddychać, bo tylko tam są ludzie, którzy dla ciebie coś znaczą. Jestes w absolutnej pułapce. Tu miało być dla „lepszej przyszłości”, a ty pielęgnujesz stare relacje, odwiedzasz dobrze ci znane kąty. . Zdajesz sobie sprawę, że coś nie tak, że potrzebujesz ludzi wokół siebie, TU. Tu w kraju Twoich marzeń. Poznajesz Kasie, Agnieszkę, Olę. Łączy was język i kultura. Tworzysz nowe relacje. Nowe relacje nadal z za szyby, bo to tylko relacje w kręgu naszej własnej kultury. Po pewnym czasie i tu zaczyna ci być niewygodnie, bo język i wspólna kultura nie gwarantują udanych i mocnych więzi. Poza tym ta wieczna konkurencja miedzy nami emigrantami i tu wiesz o czym mówię . Nim obnażymy się przed innymi, często wszystko wiemy lepiej, mamy receptę i rozwiazanie na wszystko, a drogocenne informacje zatrzymujemy dla siebie. Czasami zdarza się nam udawać kogoś z worem problemów, kogoś kto się wykaraskał i teraz sprzedaje drogocenne rady innym. Znam nawet dziewczyny, które bazują na tym powinowactwie kulturowym i za usługi rzemieślnicze miedzy sobą doliczają tzw. Podatek kulturowy, który czesto przewyższa nieodprowadzane 19% lokalnego podatku. Życie z za szyby ma swoją cenę.
Jeśli odnajdujesz tu siebie, to warto postawić sobie pytanie KIM JESTEM?, JAKIE MAM WARTOŚCI? CO JEST DLA MNIE WAŻNE? JAKIE MAM KOMPETENCJE? JAK SIĘ ZACHOWUJĘ? O CZYM JESTEM PRZEKONANA? DO JAKIEJ SPOŁECZNOŚCI NALEŻĘ? , CHCE NALEŻEĆ? JAKIE SĄ MOJE CELE I WIZJE? W coachingu jest wiele efektywnych metod radzenia sobie z tymi nurtującymi nas pytaniami. Zapraszam.