Cayo Guillermo – za kurtyną Kuba

Spoglądając na krople deszczu spływające strużkami po szybach, widzę jak uciekł rok i lato i dalekie podróże. Przeglądam zdjęcia i notatki i czuję tą gorąca wilgotność kubańskich wieczorów.

9 godzin lotu, niekonczończąca się odprawa na lotnisku, wieczór w Varadero. Dziecko zaczyna marudzić, a ja muszę jeszcze zorganizować jakiś przewóz na wyspę. Zastanawiam się czasami jak ja sama potrafię sobie skomplikować życie?. Wciąż muszę zobaczyć więcej i obowiązkowo być tam gdzie jeszcze nie byłam. Trzeba było wyłożyć dupsko w Varadero na ciepłym piachu dać się zabawić animatorom, sączyć jeden Mojito za drugim, zaliczyć parę standartowych wycieczek, wrócić do domu znudzona,  spasiona i po urlopie. Nie ja  muszę zobaczyć więcej i jeszcze więcej i tak się umęczyć, żeby wrażenia zobaczonych miejsc, oparły się nawet starczej demencji.

Jako blondynka – turystka nie masz szczególnych szans zrobienia interesu życia….jeśli zaczynasz  po 20- stej,  na opustoszałym lotnisku, targować się o cenę taksówki. Do tego leje jak z cebra a przede mną jeszcze długa jazda! Dziecko zaczyna marudzić, taksówkarz też, że tak daleko i ciemno i gdzie? o tej porze. A niech licho weźmnie moje zachcianki dalekich podróży….A! znalazł się jeden …cena też do zaakceptowania. Faszeruję dziecko awiomarinem , za oknem auta szaleje burza, ulewy zamieniają taksówkę prawie w okręt. Zastanawiam się ile można ryzykować dla ciekawości świata? Dziecko prawie nieprzytomne,  bo chyba trzeba było dać pół tabletki. Ja też już nieprzytomna bo grzmi, błyska, ciemno i droga bez końca. Po 6,5 godzinach jestem na miejscu, w rajskim Cayo Guillermo.W środku nocy dostaję pokoik z widokiem na szare o tej godzinie palmy i ocean na wyciągnięcie ręki. Dziekuję Panie! – wznoszę oczy do nieba a dziecko układam na łóżku. Ocean hałasuje burzą. Tylko w blasku piorunów widać cieńką kreskę horyzontu. Otwieram okno. Chcę się uśpić tym hałasem. Zamykam oczy,  uderzeniom odległych fal wtóruje bliskie klak- klak – klak – klak….jest coraz bliżej. Zapalam światło. U rąbku prześcieradła zwisającego z mojego łóżka wisi coś ogromnego niebieskawego, z wyłupiastymi oczami i ogromnymi cążkami. W panice rozpoczynam walkę, uzbrojona w wieszak. Gad nie chce puścić mojego prześcieradła, walę go po tej płaskiej niebieskiej głowie albo tłowiu , obojętnie co na to powiedzą ci co kochają zwierzęta! Szuram nim po gładkiej podłodze w kierunku tarasu. Uparty gad, a ja ślepa bo nie wiem gdzie położyłam okulary. Ok, jeszcze dwa pchnięcia i gad na tarasie. Zamykam w pośpiechu okno, moje panicznie dyszenie obudziło dziecko. Wskakuję do malucha, przytulam mocno i myślę – muzyki karaibów posłucham jutro, i nawet nie wiem teraz czy chce mi się tych karaibów…

Cayo Guillermo najmniejsza wysepka ( 15 m2) archipelagu ogrodów królewskich (Jardines del Rey).Wysepka  przyłączona drogą sztucznie usypanych kamiennych tam do większej wyspy Cayo Coco. Moczadła na południowym jej wybrzeżu to dom bajkowo – różowych ptaków Flamingo i Pelikanów. Cayo Guillermo 15 m2 delikatnego białego piachu , przełamanego tu i ówdzie koralowym ryfem. Raj dla  wędkarzy morskich. Akcja powieści  Ernesta Hemingway „Wyspa na Golfsztormie” ma miejsce właśnie na Cayo Guillermo. Myślę o tym spacerując po długim molo (Pasarela Hamingway) wdzierającym się w przezroczystą odchłań turkusowej wody.

Cayo Guillermo to wyspa luksusowych zaspanych Hoteli. Plaża przy moim Hotelu zmienia szerokość w zależności od pory dnia. Wszystko wokół jakieś zaspane…oprócz rzeźkich około późnego południa spragnionych kanadyjczyków.  W hotelu nieciekawie. Moja zareklamowana Yoga i lekcje Salsy okazują się niewypałem. Charakter All inklusive tego hotelu  z animacją dla mało ruchliwych mnie deprymuje, moje dziecko znika gdzieś szczęśliwe i samodzielne. Znajduję go pewnego popołudnia za kulisami sceny, on gra na saksofonie?!     Za kurtyną Kuba. Od teraz dni są za krótkie, beztroskie kołysane łagodnym podmuchem oceanu. Za 10 dni ruszamy w naszą  objazdówkę po Kubie  – żadne ambitne wielkie OHA – po prostu zjedziemy z Cayo w głąb Kuby a potem już powoli  w kierunku lotniska. Taki kompromis dla Matki z dzieckiem – trochę plaży,  trochę kultury bez nadwyrężenia zainteresowań 11-  latka.

Daję się porwać nowym znajomościom mojego syna i od teraz plan dnia dominuje albo nurkowanie –  a pod powierzchnią wibrują  ławice kolorowych ryb – albo wypady Katamaranem, albo próby do wieczornych Show ow – które na Kubie są na poziomie naszych miejskich teatrów. Podskakując na grzbiecie koni, przemierzając lekkim truchtem tą turkusowo białą wstążkę plaży, zastanawiam się dlaczego tak bardzo się wzbraniałam żeby wsiąść na tego siwka? Mój dzieciak z pełnym oddaniem wykonywał od wielu dni pracę stajennego. A dziś dumny siedzi na grzbiecie ukochanego Macareno.

Przeżywam iluzję należenia do tego miejsca i do tych ludzi już od zawsze i na zawsze. I kiedy tak poddajesz się FALI przestajesz być kimś  kto wyleguje się tylko na piasku z pełnym brzuchem w Al – Restauracji, kimś kto wieczorem leje w siebie litry Mojito i pada do hotelowego, żeby kolejnego dnia  – znów tak sensownie wypocząć, a kolegom w pracy powiedzieć – BYŁO ZAJ……. prezentując piękną opaleniznę.

Kuba to kraj wyraźistych osobliwości. Podróżując na Kubę potrzebujesz  nie tylko Paszport ( ważny co najmniej 6 miesięcy ) pieniędzy, i stabilnego plecaka . Potrzebujesz naturalnej otwartości i ciekawości świata, odrzucenia oczekiwań, że wszystko potoczy się wdlug planu . Musisz potrafić się śmiać !

A wiem o czym mówię :-))

Jedna myśl na temat “Cayo Guillermo – za kurtyną Kuba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s